Różowość mnie dopadła. W bransoletkowym wydaniu.
Dawniej jedynym akceptowanym przeze mnie kolorem był czarny. Zabawne jak gusta się zmieniają.
Mam gdzieś wbudowaną cykliczność. Jest okres na noszenie np. długich kolczyków, po czym następuje zwrot ku krótkim. Noszę ceramiczne bransoletki, po czym oczarowuje mnie akryl. Różnie to trwa - od kilku tygodni po miesiące. A ponieważ wiem,że to co mnie nudzi dziś, może się spodobać w przyszłym miesiącu - niczego się nie pozbywam. I tak rzeczy ciągle przybywa... :)
Zachwycające! :) I w różu zapewne Ci do twarzy. ;))
OdpowiedzUsuńObyś miała racje ;)
OdpowiedzUsuńŚliczne są te bransoletki. Istne cacuszka. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWszystkie piekne ale ja wybieram nr trzy :)
OdpowiedzUsuń